O co chodzi?

Czy sztuka faktycznie przeminęła dla ekonomii? Zadając sobie po raz kolejny to pytanie, mam poczucie zmęczenia. Patrzę z odpowiedniego dystansu na wystawę Brand New Art, podczas której udało nam się pokazać kilka indywidualności twórczych, stawiając przed nimi wyzwanie zmierzenia się z kwestią ekonomii - kwestią nadal palącą i ciekawą.




Zagadnieniem, którego nie da się po prostu zignorować, zwłaszcza przeglądając najnowsze numery ArtReview czy Flash Art Magazine. Patrząc na nazwiska – marki, reklamy wystaw międzynarodowych artystów i „świeżynek”, za którymi stoją prestiżowe instytucje. „Czy o to chodzi?” – pyta mnie znajoma, z niesmakiem komentując ilość reklam w magazynie Frieze. „Nie, nie o to” – mówię, jednocześnie szukając w głowie konkretnej odpowiedzi. Zapewne nigdy nie uda mi się jej odnaleźć. Warto natomiast w kontekście minionej wystawy w korporacji artworld™ zastanowić się nad tym.

Rahim Blak ma świadomość eksperymentu, na jaki zdecydował się, zakładając korporacje art world™. Eksperymentu przybierającego charakter nierównej gry, w której mierzy się on z koncepcją korporacji, jej etosem i estetyką. Działalność artworld’u w rzeczywistości opiera się na lawirowaniu pomiędzy światkiem artystycznym a światem biznesu. Tańcem na granicy, zabawą gadżetami, slangiem oraz koncepcją, która zakłada, że sztuka może funkcjonować w nowy sposób w reklamie i biznesie. Pozornie niewidoczny pod krawatem zmysł artystyczny Blaka sprawia, że nie jest on w stanie całkowicie oderwać się od dominującej w sztuce umowności i symbolu. Dosłowność, która wielokrotnie była zarzutem krytyków dotyczącym jego działań artystycznych jest jedynie fortelem.



Romans Blaka z korporacją jest jednak gorący i gorliwy jak modlitwa neofity. Kokietuje on widza surowym wnętrzem siedziby artworld’u, applowskim sprzętem oraz pyszniącymi się na półce periodykami branżowymi, jednocześnie mrugając porozumiewawczo do niego okiem. Oglądamy jego świat, żywiąc potrzebę założenia krawata, wkręcamy się w grę, zapominając o artystycznym charakterze wystawy.

Przygotowując opis realizacji Grupy Strupek, napisałem takie zdanie: „Realizacja STRUPKA wykracza daleko poza korporacyjne biurko”. Muszę się przyznać, że niewielkie miałem wtedy pojęcie o tym, co faktycznie przygotuje Grupa. Od kilku dni oglądaliśmy w korporacji pracę członków kolektywu, którzy w arcy-artystowski sposób wypijali piwka i wypalali papierosy, pozostawiając sobie wyraźne ślady w czystej siedzibie korporacji. Sterylność i nieprzyjazność przestrzeni sprawiły, że Grupa po długich balkonowych deliberacjach, zamiast wpisywać się w targowo biznesową estetykę, zdecydowała się na niespodziankę, o której nie wiedziałem ani ja, ani nikt z artworld’u. Niespodzianka zginęła, co prawda nieco w natłoku wydarzeń – jak to na otwarciu. Pozostało natomiast pewne wrażenie niedosytu, które sprawia, że postanowiłem o niej napisać w kontekście pytania: „O co chodzi?” pojawiającego się na początku artykułu.



No bo o co chodzi? O konspekt, o smak i o wyczucie artystyczne stępione nieco nie tylko przez fakt, że performance przygotowany przez STRUPKA odbył się w trakcie wernisażu (z natury rzeczy okoliczności nieprzyjaznych dla kontemplacji sztuki), ale również korporacyjny charakter imprezy. Niewiele osób zdążyło odnotować niewielkie literki tworzące napis „ice Berg” znajdujące się pod neonem artworld™. Niewiele również skojarzyło ten napis ze skrzypkiem stojącym na betonowej wysepce naprzeciwko pracowni Blaka. Skrzypek nie grał, co prawda, do przysłowiowego końca, ale wystarczająco długo, aby jego obecność mogła zostać skojarzona w kontekście patronującego wystawie pytania. Skrajnie zimnej i nieartystycznej koncepcji ekspozycji Band New Art przeciwstawiony został artystyczny patos, jaki towarzyszył orkiestrze grającej na tonącym Titanicu. Istotą pracy nie jest temat, do którego się odnosi, ale subtelność formy, dyskrecja środków wyrazu i gra skojarzeń skrajnie odmienne od reszty prezentowanych prac. STRUPEK znalazł swoją drogę, unikając jasnej odpowiedzi na pytanie o niebezpieczne związki ekonomii i sztuki. Wywinął się spod przysłowiowego muru i uciekł w wieloznaczną krytykę proklamowanej przez Blaka koncepcji świata sztuki jako korporacji.



Dlaczego przywołuję tą sytuację w kontekście pytania: O co w tym wszystkim chodzi? Pracę STRUPKA odczytuję jako przestrogę przed zbyt szybkim i zaangażowanym odpowiadaniem na pytania. Broni się ona nie tylko z racji na swoją subtelność i artystyczny gest. Zarówno swoją formą, jak i treścią w sposób nieco ironiczny odnosi się do wystawy i stojącej za nią problemem. W momencie, kiedy nasza codzienność opanowana jest przez wymierne wyznaczniki na usługach ekonomii, praca Grupy podkreśla abstrakcyjność sztuki. Odwołuje się do siły skojarzeń i z autoironią potwierdza nasze obawy dotyczące zależności sztuki od ekonomii. Nie zabiega o pierwsze miejsce przy biurku nowej koncepcji, ale pozostaje na marginesie. Wybiera przestrzeń publiczną, pomimo że może pozostać niedostrzeżona. Zabrzmi to być może nieco pompatycznie, ale moim zdaniem O TO CHODZI.



Piotr Sikora
Kurator wystawy Brand New Art